Witaj mój nowy blogu! Witajcie przybysze blogowi! (jeśli dotarliście tutaj ze mną) 🤗
Zaczyna się dziwnie, ponieważ mój Lapuś Topuś wywinął orła w połowie posta, którego nie wiedzieć czemu nie zapisało mi. Zaczynam więc drugie podejście, ale tym razem trochę krótsze. Moja cierpliwość nie należy do rzeczy świetnie wyćwiczonych. Tak jak pisałam na Szydełkowej Planecie (szydelkowa-planeta.blogspot.com wciąż istnieje i można tam wchodzić, mimo że nie będzie tam nowych postów) od jakiegoś czasu chciałam coś zmienić w kwestiach blogowych. Chciałam pisać nie tylko o szydełkowaniu czy innym rękodziele, ale też o innych rzeczach, które są dla mnie interesujące. Nadając Szydełkowej Planecie taką, a nie inną formę, sama narzuciłam sobie trochę ograniczenie i przez to ostatnimi czasy rzadko się tam pojawiałam. Pisanie bloga, pokazywanie na nim różnych rzeczy, jest dla mnie przyjemnością i nie chcę z niej rezygnować tylko dlatego, że rzadziej trzymam w dłoniach robótkę. Tak więc powstał blog nie tylko o szydełkowaniu, ale różnych różnościach 😄.
Ostatnio dużo czasu zajmowało mi doprowadzenie do jako takiego stanu, nieużytkowanej części terenu przy domu. Tak naprawdę pierwsze etapy prac miały miejsce już jakieś trzy lata temu. Co roku przechodziłam kolejne etapy sprzątania, usuwania niepotrzebnych rzeczy, wycinania, odchwaszczania, koszenia, dowożenia lepszej ziemi, przekopywania, siania, sadzenia. Niektóre z pomocą, niektóre sama. W tym roku został ostatni, nieruszany wcześniej fragment przy lesie, złożony głównie z gałęzi, żużlu i mnóstwa pokrzywy. Duża satysfakcja widzieć jak teren się zmienia. Łukasz skonstruował miejsce na kompost, więc jest szansa, że będzie czym nawozić ogródek, który teraz jeśli chodzi o glebę jest dosłownie pustynny.
Ostatnio dużo czasu zajmowało mi doprowadzenie do jako takiego stanu, nieużytkowanej części terenu przy domu. Tak naprawdę pierwsze etapy prac miały miejsce już jakieś trzy lata temu. Co roku przechodziłam kolejne etapy sprzątania, usuwania niepotrzebnych rzeczy, wycinania, odchwaszczania, koszenia, dowożenia lepszej ziemi, przekopywania, siania, sadzenia. Niektóre z pomocą, niektóre sama. W tym roku został ostatni, nieruszany wcześniej fragment przy lesie, złożony głównie z gałęzi, żużlu i mnóstwa pokrzywy. Duża satysfakcja widzieć jak teren się zmienia. Łukasz skonstruował miejsce na kompost, więc jest szansa, że będzie czym nawozić ogródek, który teraz jeśli chodzi o glebę jest dosłownie pustynny.
Co ciekawe mimo wszystko na tym piachu jednak coś rośnie. W najlepszej formie są bób, groch cukrowy i fasole. Najbardziej cierpią niestety ogórki.
Za to jest kilka jaszczurek, które wygląda na to, że czują się tu świetnie,. Często widzę je wygrzewające się między roślinkami.
Za to jest kilka jaszczurek, które wygląda na to, że czują się tu świetnie,. Często widzę je wygrzewające się między roślinkami.
Chyba właśnie przez to, że tyle czasu spędzam w ogrodzie, wzięło mnie na rysowanie roślin. Zazwyczaj wymyślałam jakieś własne, ale stwierdziłam, że mogę sporo nauczyć się, patrząc np. na zdjęcia i z nich rysując. Pamiętam, że gdy byłam małą Agatką, często rysowałam ptaki lub inne zwierzęta z książek i nawet coraz lepiej mi to wychodziło. Czemu zatem do tego nie powrócić? Mam wrażenie, że moje rysowanie stanęło już od dawna w martwym punkcie. Nie nauczyłam się niczego nowego, a tyle jest przecież pięknych inspiracji, nawet w internecie. Ludzie, którzy potrafią dokonywać cudów ołówkiem, kredkami, farbami... Jest kogo podpatrywać. Gdy miałam kilka lat, tak że jeszcze nie chodziłam do szkoły był taki program w telewizji regionalnej o panu, który pokazywał jak malować farbami. Fantastyczne dla mnie to było. Ja tak nie potrafiłam i trochę mnie to frustrowało, ale gdy już byłam trochę starsza pamiętałam jego malowanie i próbowałam stosować niektóre z jego sposobów.
Poza tym czytam. Na razie Wołanie kukułki. Ja tam nie wiem jak to jest, ale podoba mi się wszystko co pisze Rowling, nieważne o czym to jest, jaki to gatunek. Podoba mi się jak opisuje ludzi, jak pokazuje ich psychikę, różnorodność charakterów, tok myślenia i zachowanie. Jakoś tak się stało, że Wołania kukułki nie czytałam wcześniej, nawet potem zapomniałam, że istnieje taka książka, aż ostatnio zaczaiła się na mnie w bibliotece. Nie było rady, musiałam wypożyczyć.
Do tego mam dwie książki Kinga z najnowszej kolekcji. Oczywiście umknął mi moment, kiedy dwie pierwsze pozycje się pojawiały, ale Łukasz jeszcze je zdobył. Mimo dużej popularności obu, żadnej z nich wcześniej nie czytałam. Fajnie mieć swoje, do tego przyjemnie wydane (nie ma to jak twarda oprawa).
Do następnego razu! 🤗
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz